Moje wymarzone Walentynki to ja i mój Ukochany, oraz nasze dwa zakochane w sobie po uszy koty, zamknięci w mieszkaniu na cztery spusty. Na drzwiach wieszamy tabliczkę z wymownym napisem „Nie ma nas!”.
Troski i stale powtarzające się tematy życia codziennego typu praca, obowiązki domowe… znikają gdzieś pod górą małych, wyimaginowanych serduszek. Serduszka te są niczym dobry duszek- niczemu nie pozwolą zepsuć tego dnia.
Cały dzień jest tylko dla nas. TV,laptop, radio oraz telefony stają się niewidzialne niczym przykryte czapką niewidką. Cały dzień poświęcamy drugiej osobie. Zaczyna się od pysznego śniadania w łóżku podanego w słodkiej, czerwonej zastawie. Wylegujemy się do południa patrząc sobie w oczy.
Dzień przepełniony jest rozmowami o marzeniach, pozytywnych sprawach, jesteśmy tu i teraz. Czas umilamy sobie grą w gry planszowe dla dwojga i wspólną kąpielą- ulubioną borowinową oraz zajadamy się przepysznymi słodyczami od Almy– mniammm… zajmujemy się po prostu tym, co jest przyjemne.
A wieczorem, około 20 (mniej więcej o tej porze się zapoznaliśmy), wyjdziemy na balkon i puścimy w świat latający lampion w kształcie serca. Będziemy patrzeć jak odlatuje w nieznane i przytulać się mocno.
Wiem, że opisane przeze mnie Walentynki sprawiają wrażenie leniwych i nie mają nic wspólnego z fajerwerkami, ale właśnie o takich marzę najbardziej. O spokojnym dniu i możliwości skupienia się na drugiej osobie, bo tego nam ostatnimi czasy brakuje.