Rak jajnika jest „cichym zabójcą”, bo bardzo trudno go zdiagnozować, a nasze społeczeństwo nadal ma nikłą wiedzę na jego temat. W ramach kampanii Kwiatu Kobiecości „Diagnostyka Jajnika” pragniemy zawalczyć o lepsze życie kobiet! Działać i przekonywać kobiety do wizyty ginekologicznej, wykonania USG dopochwowego i zbadania genów: BRCA1 i BRCA2. W tej misji pomaga nam również Anna Kaźmierczak – silna kobieta, która zwyciężyła z chorobą!
Na Obcasach: Rak jajnika nie daje jasnych objawów i jest bardzo trudny do wykrycia. W jakich okolicznościach dowiedziała się Pani o chorobie?
Anna Kaźmierczak: Kiedy miałam 18 lat zaczęłam odczuwać dolegliwości w dole brzucha, ból, zatrzymanie miesiączki i dziwnie rosnący brzuch. Okazało się, że na moim jajniku rośnie torbiel tzw „potworniak” czyli mój bliźniak, którego wchłonęłam w życiu płodowym i który teraz zaczął rosnąć w postaci torbieli wypełnionej włosami, szczątkowymi zębami, skórą itd). Przy okazji usuwania torbieli ze względu na podwyższony poziom markerów CA125 pobrano mi próbki z drugiego jajnika i wtedy okazało się, że rozwija się na nim nowotwór złośliwy.
Czy diagnoza była dla Pani wyrokiem czy od początku wierzyła Pani, że zwycięży z rakiem?
Na początku oczywiście był szok, łzy i załamanie ale jednak szybko zmieniłam tok myślenia, że skoro miałam tyle szczęścia, że nowotwór został zdiagnozowany stosunkowo szybko, zanim zaczął dawać przerzuty i skoro jakaś siła posłużyła się moim nienarodzonym bliźniakiem abym mogła zostać szybko zdiagnozowana i dzięki temu zwiększyła się moja szansa na wyleczenie to musi być dobrze.
Jak ważne było dla Pani wsparcie bliskich?
Wsparcie bliskich jest bardzo ważne. Najgorsze, kiedy za odwiedzającymi w szpitalu zamykają się drzwi i z chorobą zostaje się sam na sam, to wtedy przychodzą różne myśli. Ja miałam to szczęście, że była przy mnie moja mama, pomimo że sama pracowała zawodowo gdyż sama mnie wychowywała to zawsze po pracy gotowała mi pyszności i odwiedzała, po wyjściu ze szpitala też pilnowała abym wypijała różne paskudne specyfiki, które miały poprawiać stan mojego zdrowia, szukała pomocy również w medycynie niekonwencjonalnej.
W szpitalu odwiedzały mnie również koleżanki z klasy i wychowawczyni, byłam wtedy w klasie maturalnej a nasze przyjaźnie trwają do dziś. Mam też do tej pory kontakt z towarzyszkami choroby z sal szpitalnych, sąsiednich łóżek, z tymi, które przeżyły.
Zapraszamy na dalszą część wywiadu!