Wielkie wyjście bal, sylwester, wesele, a może po prostu romantyczna kolacja z ukochanym. Która z nas nie chce wtedy błyszczeć? Która nie marzy, aby wyglądać jak bogini? Znacie piosenkę „Bogini” i jej tekst:
Ma spojrzenie warte grzechu i najsłodsze usta świata
Ciało jak bogini, którym do świątyni wabi Cię
Kiedy spojrzysz jej głęboko w oczy,
W których mieszka szatan
I gorąca krew dzisiejszej nocy spali Cię…
Która z nas nie chciałaby, aby o niej w ten sposób myślano?
Żeby tak było, należy jednak się odpowiednio przygotować… I tutaj są dwa scenariusze:
- optymistyczny: o wielkim wyjściu wiemy sporo wcześniej i możemy spokojnie się do niego przygotować
- realistyczny: co z tego że wiemy, skoro nie mamy na to czasu
Scenariusz optymistyczny:
Do balu zostało mamy dwa tygodnie. Przez ten czas używamy masek do włosów, które sprawiają że nasza czupryna staje się miękka, gładka i błyszcząca. Oczywiście nie zapominamy o peelingach i balsamach do ciała, które ujędrniają, nawilżają i odbudowują naszą skórę. Jeszcze czas na spokojny manicure i pedicure i już wyglądamy jak ta wspominana powyżej bogini… Mamy czas na dobranie odpowiedniej garderoby, zakup nowej sukni eksponującej nasze atuty i zakrywającej drobne niedoskonałości. Konieczna jest wizyta u fryzjera, który wykona misterną fryzurę oraz kosmetyczki, dzięki której przemienimy się w seksbombę, lodołamaczkę męskich serc, famme fatale czy co tam tylko chcemy…
Ale umówmy się scenariusz optymistyczny zdarza się tak rzadko, że możemy go uznać za piękną bajkę i włożyć ją gdzieś między książki…
Jak to wygląda zazwyczaj:
Scenariusz realistyczny:
O przyjęciu wiemy, ale nie starczyło nam czasu na wielkie przygotowania, bo zaproszenie gdzieś się zapodziało, bo dzieci, mąż, bo szef zlecił coś na ostatnia chwilę a marudny klient nie daje żyć… Biegamy po domu w szalonym tempie, wykrzykując gdzie moja torebka i sukienka. Szczęściary mają ją upraną i uprasowaną, u mnie zazwyczaj okazuje się że ta, w której wyglądam najkorzystniej ma plamę, bo któreś z dzieci oglądało zawartość szafy z niezbyt czystymi rączkami… Wyciągam więc z szafy to co akurat jest czyste i w czym nie wstyd wyjść z domu. Stawiam męża do prasowania a sama biegnę do łazienki… Co tam się dzieje… nie uwierzycie! Zaczynam od prysznica, stosuję szampon z odżywką i żel pod prysznic z balsamem (jaka to oszczędność czasu, ktoś kto to wymyślił powinien dostać Nobla!) Montuje jakiś turban na głowie, owijam się szlafrokiem i biorę za siebie… Najpierw oczyszczam twarz tonikiem, później wklepuję krem delikatnie matuję buzię pudrem i przechodzimy do malowania… Wybieram standardowe odcienie beżu i brązów, wszak pasują one do wszystkiego. Jeśli mi się poszczęściło i mąż nie koczuje już pod łazienką błagając „pośpiesz się” mam chwilkę czasu na manicure- używam koloru bezbarwnego, wszak nie trzeba potem robić poprawek i znów oszczędzam czas :) Szybciutko ubieram sukienkę, naciągam pończoszki, wyciągam z szafki niebotyczne szpilki i małą kopertówkę i jestem gotowa by wyjść nucąc pod nosem : ma spojrzenie warte grzechu i najsłodsze usta świata…
Gdybym miała w swojej kosmetyczce produkty CHANTARELLE obiecuję, że moje przygotowania nie wyglądałyby jak te powyżej. Stosowałabym magiczny CHANTARELLE SPECIAL AESTHETICS LUMI-CREAM Face & Eyelid Peeling dzięki któremu skóra mojej twarzy byłaby wygładzona i rozświetlona, cudowny CHANTARELLE ROYAL GLOW CLINIC Vitamin Revitalising Toner który pomagałby oczyścić i wzmocnić moja skórę, a nade wszystko rozkochałabym się w CHANTARELLE ROYAL GLOW CLINIC Instant Beauty Day Cream SPF20 UVA/UVB, dzięki któremu moja skóra stałaby się miękka, delikatna jak aksamit i pełna blasku, a ja mogłabym się poczuć jak prawdziwa bogini!