David Nicholls jest znany przede wszystkim z bestsellerowej powieści „Jeden dzień”. Ja również uległam historii miłości Emmy i Dextera. To książka, którą czytałam kilka razy. Z przyjemnością obejrzałam film, płacząc przy nim jak bóbr. Takie historie na długo pozostają w sercu i pamięci. Przecież o to właśnie chodzi. Mimo to chętnie wróciłabym do świata Davida Nichollsa. Ach te małe marzenia. Udało się. Wygrana w konkursie portalu NAOBCASACH, umożliwiła mi spełnienie mojego, małego marzenia. Jako nagrodę otrzymałam najnowszą książkę Davida Nichollsa pod tytułem MY. Dlatego dzisiaj bardzo chętnie podzielę się z Wami moimi wrażeniami. Nie będzie to dług i wyczerpująca recenzja. Jednak uchylę rąbka tajemnicy.
Na początku o okładce. To niby błahy temat, jednak dla mnie ważny prawie jak treść. Okładka jest zapowiedzią tego co czeka nas dalej. Bardzo przypadła mi do gustu. David Nicholls powieścią „My” udowadnia, iż jako pisarz posiada kilka twarzy. Romantyka, komedianta, tragi-komika, dowcipnisia. Jest autorem nieprzewidywalnym. Książka, jest różna od wspomnianego „Jednego dnia”, nie przypomina bestselleru ani stylem, ani formą.
David Nicholls jest wielowymiarowym autorem. „My” to książka zdecydowanie lepiej napisana, bardziej przemyślana, efektywniej zaplanowana. Polubiłam ją równie mocno jak poprzednie dzieło tego autora, jednak na pewno nie wszyscy będą usatysfakcjonowani. To opowieść o rodzinie, rozstaniach i powrotach, relacjach, trudnej młodości. Można pokusić się na stwierdzenie, że jest to opowieść o tym jak plany wzięły w łeb. My sobie, życie sobie. Dwa scenariusze.
Chciałabym, żeby ta recenzja nie mówiła za wiele. Tą książkę trzeba odkryć, przeczytać, pokochać, znienawidzić, rozczarować się, te wszystkie emocja pozostawiam Wam. W skrócie, bardzo polecam ten tytuł. Bo jest o miłości, która powinna trwać wiecznie, i której nic nie powinno złamać. A jednak. Czasem wszystko się zmienia. Nagle i niespodziewanie. Bywa, że na lepsze, czasem niekoniecznie. Przeczytajcie.