No tak… karma wraca.
Dokładnie i tym się zawsze kieruję. Dobro wraca i zło też. Wolę, żeby do mnie wracało dobro i by wracało do moich najbliższych, w tym pracowników.
To jest takie kobiece podejście. Czy widzi Pani, że w innych firmach, którymi kierują mężczyźni, jest inne podejście do pracownika? Rozmowa, obserwacja – to jest jednak domena kobiet.
Powiem szczerze, że zarządzam ludźmi już ponad 30 lat. Prawie zawsze byłam kierownikiem, ale miałam jednocześnie szefów. Zawsze byli to mężczyźni. Bardzo różni.
Mój pierwszy szef był miłym i w porządku człowiekiem, ale z tak zwanego nadania partyjnego. Chciałam ulepszać, rozwijać, coś pozmieniać, a on wolał się nie wychylać. Nigdy nie miałam z nim żadnych konfliktów, ale nie pozwalał mi się rozwijać.
Następny szef był już inny. Akurat miałam szczęście, bo był to człowiek bardzo mądry. Słuchał, a to, co słyszał trafiało do niego. Skupiał się na rozwiązywaniu problemów, a to jest bardzo ważne. Nie powinniśmy skupiać się na tym, z kim mamy do czynienia, lecz na tym, co ta osoba wnosi do rozwoju otoczenia, w którym się znajdujemy. Musimy się rozwijać by nie tkwić w miejscu.
I Pani zdecydowanie nie tkwiła.
Miałam niezłych szefów, ale brakowało mi większego wpływu na to, co się dzieje. Kiedy pojawiła się okazja stworzenia firmy Austrotherm, już w czasie negocjacji o jej utworzeniu byłam i przysłuchiwałam się, jak to wszystko ma wyglądać. Jako członkowi zarządu powierzono mi sprawy finansowe, kadrowe i wewnątrz-organizacyjne firmy. Buduję tę firmę już ponad dwadzieścia lat, od 9 lat będąc jej prezesem. Często mówię, że Austrotherm to moje trzecie dziecko, bo miałam wpływ na jego powstanie i rozwój, tak jak na własne dzieci. Starałam się tak je kształtować, aby przynosiły mi dumę.
A co jest większe- satysfakcja, czy presja i strach?
Satysfakcja. Ja w ogóle nie mam żadnego strachu przed tym, co robię. Nigdy nie myślę w takich kategoriach. Mam właścicieli, którzy są w Austrii, rodzinę Państwa Schmid. Już na pierwszym spotkaniu poczułam, że chciałabym pracować z seniorem rodu, panem Friedrichem, a wówczas nie było mowy o moim zatrudnieniu. Nie pomyliłam się. To jest taka rodzina, w której obowiązują zasady, a ludzi traktuje się w bardzo uczciwy, partnerski sposób.
Nie obawiam się mówić otwarcie o tym, co uważam za słuszne i jak powinno się moim zdaniem dążyć do celu. Słuchamy siebie nawzajem, a naszym wspólnym celem jest dobro firmy. Nigdy nie miałam obaw przed szczerą, chociaż trudną rozmową. Myślę, że to zbudowało nasz wzajemny szacunek.
Na kolejnej stronie przeczytaj ciąg dalszy wywiadu!