Violette to kobieta nieszczęśliwa – niespełniona w miłości, z lesbijskimi pociągami, uważająca się za niezmiernie brzydką, będąca nieślubnym dzieckiem wciąż zależnym emocjonalnie od swojej matki, zmagająca się z problemami psychicznymi.
Tym samym uczucia widza wahają się od współczucia do irytacji. Podobne emocje główna bohaterka wyzwala też w de Beauvoir, która docenia jej ogromny talent oraz fascynuje się historią życia Violette. Mimo to zimna Simone także nie wzbudza sympatii. Zakochana w niej Leduc zdaje się być jedynie obiektem badań partnerki życiowej Sartre’a. To czyni tę postać płaską i bez wyrazu, zarazem ukazując, iż obie kobiety stają się od siebie zależne.
Film opowiada nie tylko o losach pisarki, ale także o sytuacji kobiet po II wojnie światowej, o zmianie obyczajów i praw. Dlatego zdaje się podchodzi do tematu z niezwykłą surowością, nasuwającą manierę niemal dokumentalną. Od razu warto więc zaznaczyć, iż emocji w nim nie znajdziemy. Mimo wyśmienitych aktorów (Emmanuelle Devos, Sandrine Kiberlain czy Sandrine Kiberlain) nie możemy liczyć na to, iż przekażą nam oni porcję wzruszeń, nie będzie też łatwo zidentyfikować się z bohaterką. Zdaje się, że nie o to chodzi w „Violette”. Przekaz dzieła zawiera się bardziej w zimnym studium kobiety łamiącej bariery obyczajów, na miarę książki de Beauvoiir „Druga płeć”, której Leduc jest ucieleśnieniem, jak stwierdziła sama autorka.
Czy widziałaś już ten film?