FENOMEN POPULARNOŚCI V.C. ANDREWS
Fenomen popularności Virginii C. Andrews trwa nieustannie od czasu wydania „Kwiatów na poddaszu”. Książki nieżyjącej już autorki tworzą prawie dwadzieścia bestsellerowych serii, osiągnęły łączny nakład ponad 106 milionów egzemplarzy i zostały przetłumaczone na dwadzieścia dwa języki. Podbiły także serca polskich czytelniczek! „Upadłe serca” to trzecia część cyklu opowiadającego o skomplikowanych losach członków rodziny Casteel. Wcześniej w tej serii ukazały się książki „Rodzina Casteel” i „Mroczny anioł”.
FRAGMENT KSIĄŻKI „UPADŁE SERCA”:
Siedziałam na długiej ławce przed domkiem, kolejny raz czytając swój list do papy. Był ciepły majowy ranek; wiosna zaczynała już dojrzewać do gorącego lata. Wydawało mi się, że świat Wzgórz Strachu budzi się razem ze mną, przechodząc stopniowo od lodowatej, mrocznej zimy śmierci i żałoby do bujnego, słonecznego lata. Wróble i rudziki ćwierkały, rojąc się wśród gałęzi, aż drżało listowie. Słońce przenikało przez korony leśnych drzew – brzóz, hikor, klonów – tkając złociste wzory, prześwietlając liście jasnym blaskiem. Świat był piękny i cudownie ożywiony.
Głęboko zaczerpnęłam powietrza, wdychając słodki aromat kwiatów i bujnej zieleni. Niebo nad moją głową miało intensywny odcień błękitu usianego obłoczkami przypominającymi strzępy cukrowej waty, które zwijały się w urocze kłębuszki niczym małe dzieci sposobiące się do snu.
Logan był ze mną od dnia, kiedy wróciłam do Winnerrow. Towarzyszył mi w tym strasznym okresie po śmierci Toma, kiedy papa leżał w szpitalu. I potem, kiedy papa wrócił ze Stacie i małym Drakiem do swojego domu w Georgii. Trwał przy mnie, kiedy umarł dziadek i zostałam samotna w chacie mojego dzieciństwa, teraz przebudowanej na nowy, przytulny dom. I tamtego dnia, kiedy miałam swoją pierwszą lekcję w podstawówce w Winnerrow. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, jak przejęta wchodziłam do klasy, gotowa sprawdzić swoje umiejętności i przekonać się, czy naprawdę potrafię być nauczycielką, o czym od tak dawna marzyłam.
Wyszłam na ganek, jak czyniłam prawie każdego ranka, aby przez chwilę posiedzieć w starym bujanym fotelu babuni i popatrzeć na Wzgórza Strachu, zanim wyruszę w dolinę, do szkoły. Tamtego ranka, w dniu, w którym miałam rozpocząć pracę, zobaczyłam Logana stojącego na schodkach z szerokim, radosnym uśmiechem; jego ciemnoszafirowe oczy jaśniały w porannym słońcu.
– Dzień dobry, panno Casteel. – Skłonił się głęboko. – Przysłano mnie, abym zaprowadził panią na lekcje. To drobny prezent od Rady Szkolnej.
– Och, Logan! – zawołałam. – Wstałeś tak wcześnie, żeby tu dotrzeć!
– Bez przesady. Musiałem wstać wcześnie, żeby otworzyć drogerię. Jest teraz trzy razy większa niż za naszych czasów – powiedział z dumą – i wymaga więcej pracy. Proszę, panno Casteel – dodał, wyciągając ku mnie rękę. Zeszłam z ganku i po chwili już schodziliśmy w dół krętą górską drogą jak dawniej, kiedy łączyła nas szkolna miłość.
W ogóle miałam wrażenie, jakby czas cofnął się do chwil, kiedy szłam z nim za Tomem, Keithem i Naszą Jane, a Fanny drwiła z nas, usiłując odwrócić ode mnie uwagę Logana swoim prowokującym, lubieżnym zachowaniem.
Nie mogąc nic wskórać, rezygnowała w końcu i nadąsana odbiegała. Niemal słyszałam głosy moich braci i sióstr biegnących przodem. Choć nasze życie było wtedy koszmarne, łzy rozrzewnienia napłynęły mi do oczu.
– Hej, hej! – wykrzyknął Logan, widząc, że zaraz się rozpłaczę. – To jest twój szczęśliwy dzień. Proszę o wielki uśmiech! Chcę słyszeć twój śmiech odbijający się echem po górach, tak jak dawniej.
– Och, Logan, dziękuję. Dziękuję, że tu jesteś i że tak o mnie dbasz.
Przystanął i obrócił mnie ku sobie. Spojrzenie miał poważne i pełne miłości.